Gdy patrzę ostatnio przez okno to wszystkiego mi się odechciewa…jest szaro, buro i ponuro…do tego pada. Najchętniej zatytłałabym się gdzieś głęboko pod kołdrę, przespała ten paskudny okres i poprosiła o wybudzenie w lipcu – jak w piosence Brodki 🙂 (A tak na marginesie, polecam naszą rodzimą wokalistkę, tworzy naprawdę dobry kawał muzyki).
Wprawdzie zima była dla nas do tej pory łaskawa, pojawiła się na krótką chwilę, potem zniknęła i tak słuch po niej zaginął. Mamy więc obecnie ni to jesień ni to zimę, słowem beznadziejną pogodę podczas której nic się nie chce. Czy Was ona też tak nastraja?
Siedząc przy porannej kawie entuzjastycznie myślę sobie (jeśli w ogóle można myśleć entuzjastycznie): „zacznę dzisiaj robić jakiś nowy, ciekawy projekt koralikowy albo nauczę się nowej techniki”.
Jednak kiedy efekt pierwszego uderzenia kofeiny mija a ja patrzę za okno, stwierdzam:„…chyba mi się nie chce…” Po bezcelowej wędrówce z pokoju do pokoju i kolejnym łyku kawy, nadchodzi druga fala uderzeniowa kofeiny: „oczywiście, że coś zrobię! Może będzie mniejsze,mniej czasochłonne i nie tak wystawne, ale jak bardzo satysfakcjonujące!”. Poniżej znajdziecie efekt mojego nastroju i wszechogarniającego uczucia ‚nie chce mi się’. Wisiorek jest w kolorach jesiennych, stonowany, bez zbędnych szaleństw. Wyszywany na flicu, tak jak mój wisiorek wrzosowy lub wisiorek sowa. Mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu:)